– Mówimy tu o miłości. Liść czy garść ziarna… zacznij od tego, naucz się trochę, co to jest kochać. Najpierw liść, krople deszczu, a potem kogoś, kto przyjmie to, czego liść cię nauczył, co dojrzało od kropli deszczu. Jasne, niełatwa to sprawa. Może trzeba na to całego życia, ja swoje temu poświęciłem i nigdy nie zdołałem się nauczyć. Wiem tylko, jak wielką prawdą jest, że miłość to łańcuch życia.
– W takim razie – odezwała się Dolly nabierając tchu – byłam zakochana przez całe życie.
Nowelka Trumana Capote’a to poetycko-rozmarzona opowieść o zaszyciu się przed życiem w domku na drzewie. Gdy pewnego dnia Verena daje swojej starszej siostrze Dolly do zrozumienia, że się jej wstydzi i uważa za niewdzięcznicę, cicha i spokojna kobieta zakłada kapelusz z woalką (odpowiedni do podróży, a podróż – choćby najkrótsza – zawsze jest wyzwaniem) i wraz ze swoją drażliwą przyjaciółką Katarzyną i nastoletnim Collinem przeprowadza się do zbitego z desek mieszkanka wśród gałęzi. Domek staje się miejscem, w którym mogą pozostawać sobą, o które muszą walczyć, w którym mogą sobie ufać. Mają wrogów, ale niektórzy mieszkańcy miasteczka przyłączają się do nich, w tajemnicy tęskniąc za spokojem, który ma w sobie to sekretne miejsce.
Autor Śniadania u Tiffany’ego po raz kolejny zabrał mnie w świat czystych wariatów, według których życie jest aż nieprzyzwoicie dobre, o smaku jeżynowego wina i dźwięczące jak tytułowa harfa traw. Chociaż bohaterowie wciąż zmagają się z uczuciami, miłością, tęsknotą i więziami, z których wiele przyjdzie im zerwać, czują się całkiem spokojni w towarzystwie nieco niepewnej, szczerej i delikatnej Dolly. To wokół niej obraca się cała akcja Harfy… – tak, jak w Śniadaniu… wszystko wiruje naookoło uroczej i zdrowo stukniętej Holly Golightly.
Być może jednak te dwie kobiety mają w sobie coś, co je łączy. Może jest to niezależność charakteru – bez względu na to, czy to kwestia delikatności czy brawury, ich urok kryje się właśnie w tym, że sobie na nią pozwalają. Może ta miejscami brutalna szczerość. A może właśnie szaleństwo, które dla nich bynajmniej nie jest niczym nadzwyczajnym. Bo co jest tak właściwie nienormalnego w odwiedzaniu obcego mężczyzny przez okno albo pomieszkiwanie w starym domku na drzewie. Inaczej życie byłoby jak zbyt duża pigułka – zdecydowanie zbyt trudne do przełknięcia.
Cytaty pochodzą z książki „Śniadanie u Tiffany’ego. Harfa traw”, Truman Capote, wyd. Prószyński i S-ka, Warszawa 1999 r.
Mój ulubiony Capote 🙂
PolubieniePolubienie
Mnie jednak bardziej urzekło „Śniadanie…”, ale to do „Harfy…” się ucieka na drzewo, gdy świat się robi zbyt dosłowny🌳
PolubieniePolubienie
Holly mnie niebotycznie irytuje, a jeszcze bardziej narrator. Tylko Harfa traw 😀
PolubieniePolubienie
Hah, c’est la vie, irytujący ludzie nadal są ludźmi 😁
PolubieniePolubienie
Ale jak cię za dużo osób irytuje w realu, to nie tęsknisz za takimi bohaterami literackimi, n’est pas?
PolubieniePolubienie
Peut-être un petit peu 😉 jeżeli postać mnie irytuje, to przynajmniej wywołuje jakąś r e a k c j ę. Teraz czytam Murakamiego i główny bohater coś tam smęci, ale ani mnie to denerwuje, ani uspokaja, ça rend indifférent…
PolubieniePolubienie
Holly jest jednak przesadnie irytująca, chociaż nie wiem, czy jednak bardziej nie lubię tego rozmemłanego narratora 😀
PolubieniePolubienie
Myślę, że jest taki po to, żeby podkreślić osobowość Holly: nawet jeśli memle się i ciągnie strona za stroną, to i tak akcja się toczy naprzód
PolubieniePolubienie
Całkiem możliwe, ale to nie zmienia moich odczuć. Poza tym jest podobny do narratora z Wielkiego Gatsby’ego, który też mnie irytuje 😛
PolubieniePolubienie
Ua, to tak. Ale sam „Wielki Gatsby” jest świetnie napisany!
PolubieniePolubienie
Ale nudny jak piorun. I irytujący 😀
PolubieniePolubienie
Nie zgadzam się z Tobą 😉 chociaż w sumie ciekawir usłyszeć, że jednak ktoś się tym nie zachwyca 😉 mnie urzekła postać mężczyzny samotnego, który rozpaczliwie pragnie, żeby mu ktoś wierzył. Nawet, jeśli to będzie tylko rozmemłany narrator…
PolubieniePolubienie
Mnóstwo osób się tym nie zachwyca i były o to niezłe boje 😀 https://czytankianki.blogspot.com/2012/11/klub-czytelniczy-odc-23-wielki-gatsby.html
Moim zdaniem WG nie zachwyca poza kilkoma opisami i sceną z pogrzebem Gatsby’ego. Ciut mało jak na okrzyczanego klasyka 🙂
PolubieniePolubienie
A czytałeś „Odwiedziny w Babilonie” albo „Berenika obcina włosy”? To opowiadania, ale też są świetne 😉 na dłuższą metę Fitzgerald jest dla mnie jak Chopin – niejadalny w zbyt dużych ilościach, ale czasami, po kawałku, po jednym utworze… Jest w tym coś bardzo poetyckiego.
PolubieniePolubienie
Dla mnie on jest niezjadliwy w każdej dawce, ale nie wykluczam, że jestem zniechęcony. Zamierzam jeszcze się kiedyś pomęczyć, żeby potwierdzić to wrażenie ostatecznie i z czystym sumieniem przestać próbować.
PolubieniePolubienie
😉 ja tak miałam z „Grą o Tron”, tj. miałam szczery zamiar przeczytać książkę i dopiero krytykować, ale odpuściłam po kilku setkach…
Fajny pomysł z tymi dyskusjami o książkach, nigdy się z czymś takim nie spotkałam w takiej formie 😀 dzięki za linki!
PolubieniePolubienie
Gra o tron to czytadło do szybkiego przewracania stron, więc w tej konkurencji Gatsby wygrywa walkowerem 🙂
Dyskusje były przecudowne, niestety już nie są kontynuowane, ale to kopalnia opinii i informacji, z przyjemnością się czyta, a jakby Cię naszło na skomentowanie, to się nie krępuj 🙂
PolubieniePolubienie
Rzeczywiście szkoda, ale zostało do podczytywania i poprzemyśliwania 😀 łał 😀
PolubieniePolubienie